”Od piłki do piły”
Rozmowa z Janem Gondkiem, prezesem spółki Penny Gondek.
Z przemysłem drzewnym związany jest Pan od kilkudziesięciu lat. Rozpoczynał Pan pracę w realiach daleko odbiegających od dzisiejszej rzeczywistości sektora drzewnego. W jaki sposób trafił Pan do branży?
To było w roku 1971. Ukończyłem właśnie technikum mechaniczne w Oleśnicy. Pewnego dnia przyszedłem na trening zakładowego klubu Dąb Dobroszyce, w którym grałem jako młody junior. To właśnie tam zaproponowano mi abym rozpoczął pracę w zakładzie drzewnym.
Wszystko więc zaczęło się od gry w piłkę…
Tak. Później w dobroszyckim zakładzie przechodziłem różne ścieżki kariery: byłem magazynierem, głównym energetykiem, mechanikiem, a następnie specjalistą do spraw rozwoju zakładu. Po dwóch latach od objęcia tej funkcji, pojawiła się możliwość dalszego rozwoju w Dolnośląskim Przedsiębiorstwie Przemysłu Drzewnego we Wrocławiu. Na moją prośbę zostałem służbowo przeniesiony do dyrekcji DPPD. Propozycja ta była dla mnie dużym wyróżnieniem.
W dobroszyckim zakładzie spędził Pan kilkanaście lat. Ten etap kariery był chyba niezwykle istotny dla zdobycia wiedzy o technologii obróbki drewna…
… a także o rynku! Kiedy rozpoczynałem pracę w Dobroszycach, funkcjonujące tam przedsiębiorstwo było wówczas jednym z największych zakładów obróbki drewna liściastego w Polsce. Stale też modernizowano fabrykę – kompletowaliśmy maszyny i urządzenia. Dzięki temu miałem okazję bezpośredniego kontaktu z krajowymi dostawcami sprzętu do obróbki drewna. Po przejściu do Wrocławia rozpoczęła się moja współpraca z zagranicznymi dystrybutorami urządzeń.
We wrocławskim DPPD również przechodził Pan różne szczeble kariery…
Tak, zaczynałem tam pracę jako inspektor. Później obejmowałem inne stanowiska, by ostatecznie zostać kierownikiem utrzymania ruchu. W DPPD nauczyłem się jak sprowadzać do Polski maszyny, których wówczas w naszym kraju brakowało, np. wielopiły, suszarnie, czy strugarki. To nie były łatwe czasy. Pamiętam, że w latach osiemdziesiątych na czeską strugarkę FWC 50 trzeba było czekać nawet trzy lata! Zdecydowanie łatwiej było po otwarciu rynku w 1989 r. Intensywnie zaczęliśmy wówczas poszukiwać nowości. To my jako pierwsi wprowadziliśmy do Polski wielopiły marki Raimann, wyposażając w nie zakłady obróbki drewna liściastego w Ścinawce, Dobroszycach i Korzeńsku.
W 1991 r., w okresie intensywnych przemian społeczno-gospodarczych w Polsce, postanowił Pan uruchomić własną działalność gospodarczą. Łatwo było odnaleźć się w rzeczywistości wolnorynkowej?
Mnie było łatwiej; miałem przecież bogate doświadczenie, mogłem wykorzystać całą moją wiedzę z zakresu maszyn do obróbki drewna, ich montażu i uruchomienia. Wkrótce po uruchomieniu działalności gospodarczej rozpocząłem współpracę z czeskimi dostawcami urządzeń. Tak zostało do dzisiaj.
Pierwsze kroki w biznesie stawiał Pan jednak w dziedzinie sprzedaży techniki pakowania? Dlaczego nie chciał Pan rozpocząć od czegoś Panu bliższego, od działalności w branży drzewnej?
Bo sektor techniki pakowania był wówczas zupełnie niezbadanym i pustym rynkiem, a więc miejscem doskonałym do inwestowania. Oczywiście, minusem był fakt, że na starcie nie posiadaliśmy wystarczającej wiedzy. Z czasem jednak nadrobiliśmy nasze braki. Działalność rozpoczynaliśmy od małego pakowacza i pakowania pakietów taśmą stalową. Na dalszym etapie rozwoju do naszej oferty wprowadzone zostały taśmy polietylenowe i poliestrowe. Później zaczęliśmy sprzedawać automaty i półautomaty. Od początku naszej działalności utrzymywaliśmy bardzo dobre kontakty z czeskimi dostawcami, szczególnie z firmą Feifer, wiodącym graczem w Europie Środkowo-Wschodniej w dziedzinie techniki pakowania. Z biegiem czasu grono naszych kooperantów poszerzyło się. Dzięki firmie Jaroma zdobyliśmy kontakt do czeskiego TOS, od którego zaczęliśmy kupować obrabiarki.
Co było przełomowym momentem dla rozwoju firmy?
Myślę, że budowa punktu serwisowego, który uruchomiony został w 1996 r. Zatrudniliśmy w nim wielu fachowców, którzy kiedyś pracowali w dobroszyckim zakładzie drzewnym.
Na co dzisiaj powinien zwrócić uwagę przedsiębiorca planujący inwestycje w przemyśle drzewnym?
Dzisiejszy rynek w Polsce czeka przede wszystkim na specjalistów, a więc niezbędne jest wykazanie się fachowością. Poza tym, liczy się także doradztwo oraz dobra znajomość rynku i mechanizmów nim kierujących. To podstawowe kryteria!
A co z ceną?
Odgrywa ona coraz mniejszą rolę. Cena jest, moim zdaniem, wtórnym kryterium. Muszę przyznać, że nie pamiętam, bym kiedykolwiek sfinalizował jakąś transakcję z klientem, który na wstępie pytał o cenę. To przecież ostateczna kwestia, wcale nie najważniejsza! Najpierw należy przeanalizować zagadnienie rozwiązań technologicznych, a dopiero w ostatnim etapie negocjacji rozmawiać o wartości urządzenia.
Rynek drzewny w Polsce uległ w ostatnich latach istotnym zmianom. Mimo że wiele z nich jest pozytywnych dla przedsiębiorców, to jednak w dalszym ciągu krajowy biznes ma swoje problemy. Na co najczęściej narzeka Pańskie środowisko?
Zazwyczaj na brak ludzi do pracy. Szkoda, że współcześnie nie szkoli się nowych pracowników. W kraju od kilku lat zaczyna brakować szkół przyzakładowych, gdzie edukowany byłby ślusarz, mechanik, czy elektryk. Brak dzisiaj także szkół wyspecjalizowanych w kształceniu fachowców z zakresu obróbki drewna. Nic więc dziwnego, że wyższa kadra zarządzająca ma duże braki na temat znajomości praktycznych zagadnień pracy w przemyśle drzewnym.
Czego dzisiaj potrzebuje polski rynek drzewny?
Od dwóch lat jest on niezwykle dynamiczny. Wyraźnie wzrosło zapotrzebowanie na nowe technologie, co wynika ze wspomnianego już braku rąk do pracy w naszym kraju. Przypuszczam, że w najbliższych latach czynnik ludzki będzie stopniowo zastępowany przez urządzenia.
Wierzy Pan, że nasze tartaki mogą wkrótce osiągnąć poziom technologiczny skandynawskich i niemieckich zakładów drzewnych?
Już dzisiaj niektóre polskie zakłady są lepiej wyposażone. Kilka takich przedsiębiorstw funkcjonuje np. w Wielkopolsce oraz w zachodniopomorskim. Wyprzedzają one zachodnioeuropejskie tartaki zarówno pod względem poziomu zarządzania, jak i zastosowanych rozwiązań technologicznych. Oczywiście, przedsiębiorcy ci musieli wcześniej ponieść pewne wydatki na zakup nowoczesnych urządzeń, a także wyszkolić swoich pracowników w zakresie obsługi w pełni skomputeryzowanych linii produkcyjnych. Myślę, że z roku na rok będzie przybywać w Polsce tego typu zakładów. Obecnie proces ten hamowany jest przez brak kapitału rodzimych przedsiębiorców. Pozytywnym zjawiskiem jest fakt, że przybywa inwestorów korzystających z leasingu, bądź środków z funduszy unijnych.
Czy firma Penny Gondek korzystała już z dotacji unijnych?
Na razie nie, choć przymierzamy się do tego typu działań. Kilka tygodni temu wspólnie z jednym z wielkopolskich przedsiębiorców przygotowaliśmy wniosek o dotacje z Unii Europejskiej.
Krajowi przedsiębiorcy wolą leasing czy pomoc unijną?
Zdecydowanie najpopularniejszym sposobem finansowania działalności gospodarczej wśród naszych kontrahentów jest obecnie leasing. O dotacje unijne ubiegają się szczególnie te firmy, którym wcześniej udało się uzyskać takie wsparcie. Mniejsze zakłady mają zazwyczaj problem z zebraniem niezbędnej dokumentacji. Ich właściciele musieliby zatrudniać dodatkowe osoby do prowadzenia tej procedury, a to przecież kosztuje. Z drugiej strony trudno sobie wyobrazić, by kierownik produkcji małego tartaku zostawił swoje obowiązki, by skoncentrować się na załatwianiu tego typu formalności.
Czy dynamiczny w ostatnim czasie rozwój Wrocławia i okolic ma wpływ na realizowane przez Penny Gondek inwestycje?
Z pewnością w jakiś sposób stymulował on realizowane przez nas inwestycje. Wiosną 2007r. uruchomiliśmy we Wrocławiu oddział naszej firmy. Uruchomienie tego przedstawicielstwa kosztowało nas wiele pracy. Musieliśmy całkowicie zmodernizować i zaadaptować do naszych potrzeb stary warsztat. Dzisiaj na powierzchni 200 m² funkcjonuje salon z maszynami do obróbki drewna oraz pozostałym naszym asortymentem.
Poza centralą w dolnośląskiej Oleśnicy oraz wspomnianym oddziałem we Wrocławiu posiadacie od niedawna także przedstawicielstwo na Górnym Śląsku. Gdzie w przyszłości chciałby Pan jeszcze zainwestować?
Wiele zależy od sytuacji na krajowym rynku. Proces uruchamiania nowych oddziałów związany będzie z większym zapotrzebowaniem na urządzenia do obróbki drewna, a to uzależnione jest przecież od ilości dostępnego na rynku surowca. W przyszłości planujemy otwarcie naszego przedstawicielstwa we wschodniej części Polski. W ostatnim czasie widoczne tam było wysokie zainteresowanie zakupem maszyn używanych. Obecnie ciekawym terenem do inwestowania jest Szczecin i jego okolice. Tamtejsi przedsiębiorcy braki surowcowe pokrywają importem z Niemiec. Dlatego dzisiaj pod uwagę bierzemy lokalizację naszych nowych oddziałów w Białymstoku, Szczecinie, Kielcach oraz Rzeszowie.
A jakie są wasze plany na najbliższe tygodnie?
W maju oddamy do użytku oddział w Rybniku. W placówce tej, zatrudnionych docelowo będzie dwóch pracowników. Poza tym, na bieżąco wyposażamy nasz salon w Oleśnicy w dodatkowe urządzenia i poszerzamy naszą ofertę. Aktualnie w naszej ekspozycji mamy wielopiły jedno i dwuwałowe, urządzenie centrujące, lasery liniowe, projektor laserowy, ściana lakiernicza, wentylatory etc. Oferta została wzbogacona także o maszyny do pakowania: owijarki, półautomaty oraz automaty. Jednym słowem mamy wszystko co przedstawiamy w swojej ofercie. Można zobaczyć, dotknąć i oczywiście zaprezentować.
Podejmowaliśmy temat wiarygodności kontrahentów w sektorze drzewnym. W dalszym ciągu nie brakuje na rynku przedsiębiorców-hochsztaplerów. W jaki sposób uniknąć współpracy z tego typu biznesmenami?
Podczas rozmów z nowym kontrahentem nie zawsze można wyczuć jego prawdziwe intencje. Także w naszej branży zdarzają się nieuczciwi przedsiębiorcy. Podejmowane przez nich działania są jednak krótkowzroczną polityką. Prędzej czy później zła renoma biznesmena dotrze do innych przedstawicieli branży, i w konsekwencji nikt nie będzie chciał z nim współpracować. Nawet późniejsza zmiana postępowania niewiele może pomóc, by odzyskać zaufanie kontrahentów. Ze swojego doświadczenia mogę powiedzieć, że sprawdzeni w trakcie kilkuletniej współpracy partnerzy handlowi rzadko są zawodni.
Od kilkunastu lat Penny Gondek współpracuje z przedsiębiorstwami zagranicznymi, m.in. z czeskimi TOS Svitavy, ELBH, Feifer, Störi Mantel czy szwajcarską spółką Iseli oraz wieloletnim partnerem z Niemiec firmy Z-laser. Czy łatwo współcześnie zostać przedstawicielem handlowym zagranicznego producenta maszyn?
Zasady są podobne jak w przypadku poszukiwań kooperantów na rynku polskim. Bardzo istotne jest zaufanie do partnera handlowego. Buduje się je m.in. poprzez terminowe płacenie za towar i usługi. Poza tym, wymagana jest także fachowość i posiadanie specjalistycznej wiedzy o technologiach, o rynku i o ofercie konkurencji. Działa to także w drugą stronę. Producenci, z którymi współpracujemy często zapraszają nas na szkolenia i specjalistyczne pokazy. Od kilku lat nasi pracownicy uczestniczą w specjalnych szkoleniach organizowanych we Freiburgu. Podczas tych spotkań zdobywają oni wiedzę nie tylko na temat maszyn, ale również uczą się technik prowadzenia działań marketingowych. W 2015 roku zwróciła się jedna z firm czeskich by reprezentować na naszym rynku krajowym ich produkty i od 2016 będziemy oficjalnym przedstawicielem handlowym przedsiębiorstwa Śmeral Brno a.s. w zakresie maszyn do obróbki metali (patrz: przedstawiciel na Polskę). Jest to dla nas nowy temat- mnie na pewno bliższy ze względu na wykształcenie. Grupa holdingowa z republiki czeskiej wybrała nas jako Penny Gondek na Polskę co świadczy, że nam ufa i godnie możemy reprezentować na naszym rodzimym rynku.
Jednym z elementów prowadzenia polityki firmy jest wprowadzanie nowości do swojego portfolio. Jak często należy rozszerzać ofertę swoich produktów?
Nowe produkty w branży drzewnej nie pojawiają się często. Zazwyczaj producenci maszyn oferują w ciągu roku tylko jeden model urządzenia, co jest w pewnym sensie zrozumiałe – cykl konstruowania i testowania maszyny trwa zazwyczaj półtora roku. Obecnie wiele firm prezentuje na targach prototypy urządzeń, które po zakończeniu imprezy wystawienniczej są zazwyczaj transportowane z powrotem do producenta, a następnie przerabiane na nowy model.
Co Pańskim zdaniem należałoby zmienić, aby usprawnić działalność przedsiębiorstw przemysłu drzewnego?
Zauważam, że największą obecnie barierą dla firm branży drzewnej są niedobory surowca na rynku. Ta kwestia powinna być w najbliższym czasie uregulowana. Ma ona wpływ na podejmowane przez właścicieli zakładów drzewnych decyzje na temat zakupu urządzeń. Niektórzy nasi klienci zapowiadają, że poczekają z zakupem maszyny do czasu uzyskania określonych ilości drewna. To wszystko przyczynia się do wyhamowania branży drzewnej w Polsce, szczególnie rozwoju małych spółek.
Czyżby branża drzewna w Polsce nie miała przed sobą dobrych perspektyw?
Duże firmy, które mają zagwarantowane kilkuletnie dostawy surowca, nie muszą obawiać się przyszłości. Na pewno w najbliższych latach będą odnotowywały one dobre wyniki sprzedaży i w dalszym ciągu inwestowały w nowoczesne technologie. Prędzej czy później także małe zakłady drzewne będą musiały zmodernizować swój park maszynowy. Oczywiście, niezbędna jest realizacja wspomnianych wcześniej zmian. Ułatwią one mniejszym przedsiębiorstwom równorzędną walkę na tym niełatwym przecież rynku.
Comments are closed.